Ostatni raz pracownicy Ikea Industry protestowali cztery lata temu. Wydawało się, że wspólne relacje z zarządem firmy są poprawne, jednak sytuacja zmieniła się, kiedy Wojciech Waligóra, poprzedni dyrektor oddziału odszedł na emeryturę. Jego miejsce zajęła pani Małgorzata Dobies-Turulska, która ze związkami nie rozmawia praktycznie wcale. – We wrześniu zeszłego roku pracodawca bez konsultacji podjął decyzję o podniesieniu stawki minimalnej do 23 złotych/h. Pracownicy z dłuższym stażem zrównali się w płacy z nowozatrudnionymi. Pracownicy, którzy dla Ikea Industry poświęcili kilka lat zarabiają teraz tyle samo, co ludzie, których przyuczają. Zwracaliśmy się z prośbami o podwyżki dla wszystkich, nie tylko nowych pracowników, ale nie udało się. – mówi nam Michał Kukuła, przewodniczący MOZ NSZZ „Solidarność” w Ikea Industry, Ikea Retail (i inne) i dodaje: – Również w listopadzie zeszłego roku nie doszliśmy do porozumienia. Chcieliśmy negocjować podwyżki, ale pracodawca sam wprowadził je w lutym, z wyrównaniem od stycznia. Pracodawca sam podjął decyzję o przyznaniu 7% podwyżki (3% podwyżki gwarantowanej i 4% uznaniowej, uzależnionej od oceny przełożonego), chociaż związek postulował 10% podwyżki gwarantowanej dla wszystkich. – Pracownicy byli rozczarowany takim obrotem spraw. Wystąpiliśmy z żądaniami w formie sporu zbiorowego, w którym pozostajemy od 14 lutego, ale zarząd firmy go nie uznaje. Pracodawca dotąd nie usiadł do rokowań. Od dwóch tygodni flagujemy samochody na parkingach, teraz zorganizowaliśmy pikietę, w planie są kolejne akcje. Nie odpuścimy, dopóki nie zaczną z nami rozmawiać i respektować naszych postulatów. – mówi Kukuła. Spotkania, na które firma zaprasza związkowców nie są spotkaniami negocjacyjnymi. Ich tematem jest jedynie spór zbiorowy, który według prawników spółki jest bezzasadny i bezprawny. Dlatego pracownikom skończyła się cierpliwość i teraz poza akcjami w miejscu pracy zaczęli wychodzić na ulice.